- Co robisz? - spytał David, wchodząc do stajni.
- Siedzę w starym boksie Parkieta, trzęsąc się ze strachu. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Aha... - westchnął. - Nie bój się...
- A co tam u Ciebie? Spakowałeś wszystko? - spytałam, ciągle nerwowo głaskając swojego ogiera.
- Tak, tak... - odparł. - Co powierz na ostatnią przejażdżkę po ''starych terenach''? - zaproponował.
- Z chęcią. Może wtedy uda mi się odstresować.
Parkiet był już wyczyszczony. Nie miałam co robić, więc w koło go czyściłam. Teraz mogłam spokojnie próbować złapać Otello, kiedy Kajtek szykował Cavę.
Saluki najpierw chciał się bawić i uciekał, ale gdy zobaczył konie, sam próbował wskoczyć na siodło. Pomogłam mu i za chwilę byliśmy już w terenie. Podczas tego beztroskiego galopu, zabawy i śmiechu wróciły stare, dobre wspomnienia.
Jednak, gdy zadzwonił telefon wszystko prysnęło i wróciłam do rzeczywistości.
- Soraya? Gdzie jesteś? Już przyjechał pan od przeprowadzki. Zapomniałaś? To dzisiaj jedziecie. Jest z tobą Kajtek?
- Tak, tak, babciu. Już wracamy...
Wymieniliśmy się spojrzeniami, po czym bez słowa, szaleńczym cwałem, ruszyliśmy w kierunku domu. Dav dojechał pierwszy, podczas gdy ja zostałam trochę w tyle. Było to do przewidzenia, Cava jest dużo szybsza od Parkieta, jednak można powiedzieć, że przybyliśmy w miarę równocześnie. Zdenerwowana babcia rozmawiała z panem, który miał prowadzić samochód. Gdy nas zobaczyła, uśmiech pojawił się na jej twarzy, lecz tylko chwilowy. Prawie od razu spoważniała i pomogła nam zanosić walizki.
Kiedy już przetransportowałam bagaże z pokoju do pojazdu, ''zapakowałam'' konika do przyczepy, przytuliłam go i pożegnałam się z babcią, znalazłam się na tylnym siedzeniu dużego samochodu. Smity po krótkim zastanowieniu też usiadł z tyłu, więc miejsce obok kierowcy było wolne. Nasz pies także jechał i leżał na kolanach Davida, podczas gdy ja pogrążyłam się w świecie szkicowania.
Znowu z mojego własnego świata coś mnie wyrwało, a mianowicie szturchnięcie w ramię. Okazało się, że to brat. Oznajmił, że właśnie dojechaliśmy. Spojrzał na mój ''obraz'', uśmiechnął się i wyszedł na zewnątrz.
- Dziękuję za przewóz. - uśmiechnęłam się do kierowcy i także wysiadłam.
Wyprowadziłam swojego ogiera z przyczepy i ''odstawiłam'' go do boksu. David też najpierw zajął się koniem i psem. Potem już tylko ''zameldowaliśmy'' się w sekretariacie.
Była tam bardzo miła pani, która wytłumaczyła nam wszystko dokładnie i dała kluczyki do pokojów i szafek. Powiedziała też, że na razie jesteśmy sami, ale jeszcze dzisiaj ktoś przyjedzie. Dopiero się zaczyna rok szkolny, więc jeszcze nikt nie przyjechał, a na wakacje wszyscy wrócili do domów.
- No nic, jesteśmy pierwszymi ludźmi tutaj, ale na razie jeszcze nie będzie lekcji. Do 1 września zostało jeszcze trochę czasu i na pewno ktoś jeszcze dojdzie. Nawet dzisiaj przyjadą. Może uda mi się z nimi zaprzyjaźnić, kto wie. - zastanawiałam się, rozpakowując swoje ubrania.
Kiedy już rozejrzałam się po całym pokoju, przyszedł czas na zewnętrzną część akademii. Postanowiłam w tym celu przejechać się po okolicy na Parkiecie. Znalazłam go, nie wiem czemu, na padoku. Pewnie jakiś stajenny go wyprowadził.
Zawołałam go i na oklep kłusowałam po okolicy. Po rundce wkoło budynków (akademia, internaty, stajnia) odstawiłam go znowu na łąkę i wróciłam przed szkołę. Moją uwagę przykóły dwie dziewczyny, wysiadające z auta. Nie miałam jednak odwagi podejść, więc pobiegłam z powrotem do ogiera. Siedziałam z nim i rozmawiałam, czesałam go, plotłam mu warkoczyki na grzywie, które zaraz znowu rozplątywałam, jednak w myślach ciągle byłam przy tych dwóch dziewczynach. Muszę ich jakoś poznać...
Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam jedną z nich. Wzięłam głęboki oddech i szepnęłam: ''Wszystko będzie dobrze.''.
- Witaj, jestem Soraya. Niedawno przyjechałam. - przedstawiłam się i podeszłam do płotka, ciągnąc za sobą Parkieta.
~~~~~~~~~~
< Katherine lub Jasmine? Jeszcze Was nie znam, więc to bez różnicy która. C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz